DOBRE WNĘTRZA I NIERUCHOMOŚCI

Popularna szafka na buty z IKEA zhakowana na styl mieszczański

Co jakiś czas staramy się przekonywać, że wnętrzom można nadać odrobinę indywidualnego charakteru zupełnie niewielkim nakładem. Wystarczy pomysł, trochę chęci i zostajesz meblowym hakerem.

Doskonale nadają się do tego wszelakie meble ale wokół przerabiania produktów IKEA, od lat na świecie tworzy się coś w rodzaju trendu. Powstają wyspecjalizowane firmy z całymi seriami fabrycznie odmienionych mebli. Ale przecież najwięcej radości jest gdy zrobi się to samemu. Koncern ten zresztą skutecznie do tego zachęca.

Nie specjalnie jesteśmy miłośnikami stylu nawiązującego do mieszczańskich gustów sprzed 100 lat. Nie oznacza to, że i dziś nie można dobrze zabawić się tym stylem. Często jego zwolennicy są głównymi klientami na targach staroci. Nie wszystko przecież musi być „oryginalnie stare”. Jest spora grupa producentów drewnianych mebli, którzy, mniej lub bardziej umiejętnie starają się nawiązać do tego stylu. Nie zawsze też trzeba pozbyć się połowy czy nawet całości pensji by wstawić do korytarza praktyczną a pasującą do stylu szafkę na buty. Oto kolejny przykład, pokazujący, że chcieć to znaczy móc.

W tym przypadku typowa szafka na buty Hemnes, w ciągu jednego dnia została odmieniona przez Jonnę Jerberyd.

 

 

Do metamorfozy wykorzystano dodatkowo: drewniane ornamenty (Można wykorzystać też ornamenty z pyłu drzewnego, które łatwo znajdziesz w internecie – przykład: arte-msp.pl), farba kredowa (w tym przypadku z serii Annie Sloan – Chalk Paint Graphite; znajdziesz je bez problemu w internecie, w Polsce jest wielu dystrybutorów, we Wrocławiu to Pracownia Meblodzieło), oraz wosków ciemnego i przeźroczystego również z serii Annie Solan).

No i do dzieła. W pierwszej kolejności przyklejasz ornamenty. Pamiętaj by odtłuścić najpierw miejsca klejenia.

 

fot. Jonna Jerberyd

 

Następnie pomaluj szafkę farbą Annie Sloan Chalk Paint, Graphite. Po wyschnięciu farby na szafkę nałóż ciemny woski Annie Sloan.

 

fot. Jonna Jerberyd

Aby uzyskać dodatkowy efekt – wyraźniejszej ekspozycji ornamentów, zastosuj Annie Sloan Inka Gold – Silver na ozdobach i krawędziach szafki . Następnie zabezpiecz całą powierzchnię szafki za pomocą przeźroczystego wosku. I gotowe.

Zdarza się, że projektując wnętrza doradzamy klientom, który mebel i jak można odmienić i ciekawie wykorzystać ponownie. Od czasu do czasu, realizując projekt pod klucz, sami coś zhakujemy. To na prawdę dobra zabawa z jednej strony, a z drugiej sposób na nadanie nowego życia meblom, które być może po remoncie nie znalazłby już miejsca w naszym mieszkaniu.

Stolik nocny z odzyskanych stojaków na kwiaty

Nie wszyscy to z pewnością pamiętają, ale były czasy gdy w prawie każdym polskim domu był tego typu stojak na kwiaty. Stał gdzieś pod oknem, za telewizorem lub przy drzwiach w salonie i trzymał wielką donicę z leciwą palmą, fikusem czy inną paprocią. Dwa takie stojaki wpadły nam ostatnio w ręce i postanowiliśmy je wykorzystać.

 

Można powiedzieć, iż jest już niejako naszą tradycją, że realizując zlecenia na remont z aranżacją wnętrz, wstawiamy jedną rzecz „ze śmietnika”. To znaczy odnawiamy lub zmieniamy funkcję rzeczy, która miała wylądować na śmietniku. Tym razem to nie była jedna rzecz a dwie, tworzące komplet. I nie były to rzeczy zagrożone śmietnikiem ale takie, które faktycznie się na nim znalazły.

 

Stojaki na kwiaty doniczkowe. W takiej formie trafiły do nas

 

Byliśmy na oględzinach domu do remontu, wychodząc ze spotkania zauważyliśmy dwa stare, spawane z metalowych prętów stojaki na kwiaty doniczkowe. Stały koło koszy na śmieci i czekały na złomiarzy. Zapytałem właściciela – naszego potencjalnego klienta – czy faktycznie się ich pozbywają. Uśmiechnął się i potwierdził. Nie wahaliśmy się ani chwili. Wrzuciliśmy do bagażnika i odrazu wiedzieliśmy, że będą dobrymi stolikami nocnymi do sypialni w mieszkaniu, które właśnie kończyliśmy.

 

Taca SKALA z IKEA

 

W IKEA kupiliśmy dwie tace. Stare stojaki oczyściliśmy ze rdzy i resztek ziemi. Naprostowaliśmy nieco pokrzywione druty. Odmalowaliśmy na czarno, taka zresztą była ich pierwotna barwa.

 

Przymocowaliśmy nogi do tacki, żeby stolik nocny był stabilny

 

Postawiliśmy wszystko „na głowie”. Przymocowaliśmy drewniane tacki do nóżek stojaków. I gotowe! Teraz to co było górą jest podstawką ale jakie to ma znaczenie. Naszym zdaniem wyglądają dobrze.

 

I stolik nocny gotowy. Najwięcej czasu zajęło czekanie aż farba wyschnie.

Taca Skala z IKEA kosztowała nas 39,99 zł/ szt., stojaki na kwiaty doniczkowe – 0 zł (ze śmietnika). Sześć blaszek do mocowania i 12 krótkich śrubek – około 3 zł.

 

 

Odmładzamy zniszczony przykład dobrego polskiego designu

Jest doskonałym dowodem istnienia przypadków dobrego polskiego designu w czasach PRL.  Choć zniszczenia były poważne, podjęliśmy się przywrócenia jej do stanu umożliwiającego dalszej jej wykorzystywanie. Trochę odmłodzona znowu prezentuje się nieźle.

 

Jest już naszym swoistym znakiem firmowym, że biorąc się za „generalkę”, gdy podczas oczyszczania mieszkania natkniemy się na coś fajnego, staramy się to odratować. Nie inaczej było tym razem. projekt przywrócenia starej komody odrobiny dawnego wdzięku pojawił się niejako przypadkiem. Stała pośród resztek mebli pozostawionych w mieszkaniu przez poprzedniego właściciela, przeznaczonych na śmietnik.

 

 

Uznaliśmy, że we wnętrzu zaprojektowanym przez Martę, znajdzie się dla niej miejsce. W końcu do przykład dobrego designu, rodzaj perełki pośród nieskończonej masy siermiężnych produktów z czasów Polski Ludowej.

 

 

Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, mocno posunięta w wieku i zniszczeniach, nasza „przyjaciółka” komoda wyglądał mniej więcej tak. Dawniej połyskująca jak zbroja Ateny lecz obecnie z wysokiego połysku pozostały jedynie odciski niełaskawego dla niej upływu czasu.

 

 

Komoda wyprodukowana w Trzcianeckich Fabrykach Mebli. Była elementem większego zestawu, który jednak się nie zachowała.

 

Jamie Olivier popularny kucharz telewizyjny lubi mawiać, że jeżeli podejdziesz do przygotowywania jedzenia z miłością, ono odpowiednio ci się odpłaci. Przygotowanie komody do odświeżenia wymagało dużo zaangażowania i z tą miłością, przyznam, czasami bywało różnie. Robiłem to w soboty, gdy nasza ekipa remontowa miała wolne i w mieszkaniu było pusto. Przez okno wpadały palące promienie słońca a ja z opalarką w ręce czułem się jak w piekle. Wieczorem, gdy z okna widziałem ludzi idących na orzeźwiające piwko, a ja w hałasie szlifierki wdychałem pył drzewny. No i do tego ciągle ktoś przerywał mi pracę swoim telefonem. Ale to tylko momenty, bo tak na prawdę to lubię takie prace. Pozwalają mi się zrelaksować. Przyznam, że traktuję to w kategoriach hobby.

 

 

 

Mebelek został wykonany z kilku różnych materiałów. Powodowało to pewne problemy przy oczyszczaniu ze starego lakieru i wybarwienia. Fornir na szufladach miał ze 2-3 mm grubości. Trzeba było być ostrożnym i skoncentrowanym jak saper.

 

 

Moim zdaniem opłacało się. Mebelek prezentuje się bardzo przyzwoicie. Wierzę, że najemcy mieszkania, będą dla niego łaskawsi niż poprzedni użytkownicy. I dadzą mu szansę posłużyć jeszcze przez wiele lat. Jesteśmy z Martą zadowoleni z efektu, wiemy, że właścicielom, dla których przy okazji remontu odnowiliśmy tę komodę, też się spodobała.

 

 

Stare krzesła, nowy wygląd. Zrobisz to w domu

To na prawdę może zrobić każdy. Odświeżamy stare metalowe krzesła, które miały wylądować na śmietniku. Nadajemy im wygląd pasujący do nowoczesnego miejskiego wnętrza.

 

Krzesła w zasadzie były już spakowane do swojej ostatniej podróży, na śmietnik. Białe, metalowe z siedziskiem mocno juz ubrudzonym, miejscami przetartym. Ich ponadczasowy kształt i prosta konstrukcja od razu do nas przemówiły. Dodatkowo ich reanimacja była niezwykle prosta.

 

 

Żeby przygotować je do malowania wystarczyło odkręcić siedzisko, zamocowane za pomocą czterech śrub.

 

 

Metalowy stelarz starannie odtłuściliśmy za pomocą rozpuszczalnika, żeby farba lepiej przylegała. Następnie pomalowaliśmy na czarno przy pomocy farby w sprayu do metalu.

 

 

Kiedy ja malowałem krzesła, Marta kupiła w sklepie internetowym materiał w geometryczny wzór. 48 godzin pózniej odebraliśmy go z paczkomatu. Wystarczyło pociąć go na odpowiednie kawałki i obić nim siedziska czterech krzeseł.

 

 

W tym czasie farba na stelażach krzeseł porządnie już wyschła. Wystarczy przykręcić siedziska i krzesła jak nowe. Nie potrzebowaliśmy do tego żadnych specjalistycznych narzędzi. W zasadzie mogliśmy to zrobić praktycznie nie wychodząc z domu.

 

 

Krzesło jak nowe a miało wylądować na śmietniku. Renowacja, to była prawdziwa zabawa.

 

Materiały

Potrzebowaliśmy do tego: farby w sprayu – 19,90 zł za puszkę (jedna wystarczyła nam do pomalowania 3 krzeseł, czyli potrzebowaliśmy dwóch.), materiału 29,90 zł/mb (Szerokość materiału to 1,4 m, na obicie jednego siedziska potrzebowaliśmy 0,6 m2, czyli musieliśmy kupić 2 mb).

Łączny koszt materiałów na jedno krzesło to 25 zł. Prawda, że warto?

Przydały nam się też: zszywacz tapicerski (my mamy swój ale najprostszy w markecie budowlanym można kupić za około 26 zł), rozpuszczalnik do wyczyszczenia ramy krzeseł (to wydatek jakichś 8,50 zł).

 

Komoda pod telewizor z regału Kallax

Hakowanie mebli z Ikea to ciekawy trend, zresztą sama firma swoimi nowymi projektami zdaje się do tego zachęcać. I dobrze, bo ta fajna zabawa dająca ogromne możliwości indywidualizowania wnętrz. Ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia. My tym razem przerobiliśmy regał Kallax na komodę pod telewizor, w małym mieszkaniu na wynajem.

 

Zaczynamy standardowo. Wycieczka do marketu, zakup. My wybraliśmy biały regał Kallax. To bardzo wdzięczny mebel do przeróbek. Sama IKEA zaprojektowała go tak, by mógł stać pionowo, poziomo albo wisieć. Jego wielofunkcyjność sprawia, że doskonale nadaje się do wszelkich przeróbek. (Pokazywaliśmy już na naszym Facebooku wiele pomysłów na jego wykorzystanie)

 

 

Kolejnym krokiem jest rozpakowanie i skręcenie gotowego mebla. Nie ma w tym żadnej filozofii, chyba każdy już kiedyś to robił.

 

 

I tu przychodzi czas na, drobną tym razem, przeróbkę mebla. Czyli hakowanie jak to się obecnie nazywa. Cóż moda to również nowa nazwa dla „rzeczy”, które robione był i wcześniej lecz pod inną nazwą.

 

 

Wybraliśmy się do sklepu z materiałami i produktami z drewna. Kupiliśmy, z końcówek zapasów magazynowych, dwie toczone tralki (lub jeśli ktoś woli szczeble) do poręczy drewnianej. Potrzebowaliśmy dwóch o symetrycznym wzorze toczenia, bo po rozcięciu powstaną z nich cztery nogi.

 

 

Rozcięliśmy je symetrycznie, delikatnie przeszlifowaliśmy drobnym papierem ściernym. Zawsze trzeba tak zrobić z surowym drewnem. W przeciwnym razie po pomalowaniu drewniane „włoski” wstana i element będzie bardzo chropowaty. Następnie pomalowaliśmy je półmatowym lakierem bezbarwnym.

 

 

Odmierzyliśmy w regale symetrycznie punkty i przewierciliśmy boczną ściankę regału, która teraz będzie spodem. I tu drobna rada. Meble z Ikea nie są zrobione w całości z takiego materiału, z jakiego wydaje nam się, że są zrobione. To znaczy, rama z MDF wypełniona jest strukturą papierową nazywana „plastrami miodu” i oklejona okleiną. Dzięki temu meble są lżejsze przy zachowaniu przewidzianej stabilności.  Dlatego gdy wiercisz otwory w miejscach do tego nie przewidzianych, spodziewaj się, że trafisz na pustą przestrzeń. Z tego właśnie powodu do przymocowania nóg użyliśmy długich śrub, przechodzących na wylot, zamiast wkręcić śruby z dwoma gwintami do dołu.

W nogach nawierciliśmy otwory, trochę mniejsze od średnicy śruby, która będzie w nie wkręcona. Zapobiega to pęknięciu drewna. Dodatkowo do otworów i w miejscu styku nogi z meblem, zastosowaliśmy odrobinę kleju stolarskiego.

 

 

Przykręciliśmy nogi, i zostawiliśmy na czas aż klej zwiąże. I gotowe. Pozostaje postawić telewizor i jakieś bibeloty.

Jeszcze dwie uwagi na koniec. Warto otwór, w który wejdzie śruba (od strony „łebka”) trochę pod fazować. Są do tego odpowiednie końcówki albo wiertła, które same fazują. Dzięki temu główka śruby nie będzie wystawać. My dodatkowo kupiliśmy białe „kapsle” maskujące główkę śruby. Można dostać je w każdych markecie budowlanym. Paczka ze stoma sztukami kosztuje kilka złoty, więc jeśli potrzebujemy tylko czterech i tak wychodzi tanio. Oczywiście możemy wykorzystać je w przyszłości jeśli planujemy jeszcze jakieś prace z meblami.

Lampa Pająk za kilkanaście złotych zamiast kilku stówek

Lampa „Pająk” nie jest jakąś odkrywczą nowością we wnętrzach. Zastanawia mnie jej cena w sklepach, to jakiś kosmos. Tym bardziej, że składa się z elementów tak prostych, że każdy może zrobić ją sobie przy porannej kawie.

 

Zrobiłem takie lampy, przy okazji remontu małego dwupokojowego mieszkania. Postawiliśmy na trzy „odnóża” ponieważ pokoje były były bardzo małe i przy większej ilości żarówek byłoby za jasno. W każdym razie, niezależnie od ilości „odnóż” lampy pająka, zadanie jest jednakowo proste.

 

 

Podaję przepis: kilka metrów przewodu elektrycznego (my kupiliśmy w oplocie z włókna, taki trochę na dawna modłę), maskownica pod sufitowa – kupiliśmy przez internet, kostka elektryczna, oprawki na żarówki – kupiliśmy w markecie za cenę 6,50 zł sztuka.

 

Łączymy wszystko, odmierzając odcinki przewodu według własnego uznania. I wieszamy na suficie.

 

 

Odnóża przyczepiamy do sufitu w odpowiadającym nam układzie. Są do tego gotowe mocowania ale są dziwnie drogie, użyliśmy do tego plastykowych opasek z zaczepami – wszystko z marketu – cena groszowa wręcz.

 

 

Takie lampy w sklepie kosztują od stu kilkunastu do kilkuset złotych. A można zrobić je samemu za naprawdę niewielką kwotę (Wyliczenia możecie zobaczyć na przykładzie wcześniejszego naszego wpisu o lampie z koszyka na owoce.).

Lampa z koszyka na owoce

Praktycznie wychodziliśmy już ze sklepu z meblami i dodatkami wnętrzarskimi gdy go obaczyliśmy – druciany koszyk na owoce. Leżał w skrzynce promocyjnej, przeceniony o całe dwa złote z 17,99 zł  na 14,99 zł. Nie potrzebowaliśmy koszyka tylko lampy i … ten koszyk mógł być bardzo dobrą lampą.

To była szybka decyzja, prosta realizacja i bardzo budżetowy projekt. Gdyby nie fakt, że czekaliśmy 48 godzin na dostawę przewodu elektrycznego w oplocie z czerwonego włókna, lampa byłaby gotowa w ciągu kilkunastu minut po powrocie z sklepu. Tyle zajęła jej budowa.

 

 

Odwrócony koszyk wygląda jak klosz. Postanowiliśmy to wykorzystać, w takim celu go kupiliśmy. Nim zamówiliśmy ładny czerwony „kabel” i puszkę maskującą podsufitową. Upewniliśmy się, że koszyk na pewno będzie dobrą lampą, przykładając go do lampy w naszym mieszkaniu.

 

Dla upewnienia się, że to była dobra decyzja. Prosta sztuczka utwierdza nas w przekonaniu

 

Lampa „Koszyk” już wisi.

 

Lampy tego typu kosztują od 89 mała do stukilkudziesięciu złotych – lampa podobnych rozmiarów co nasza. My wydaliśmy jakieś 39 zł. i złożyliśmy ją w ciągu półgodziny.  Koszyk na owoce – 14.99, 1 m przewodu elektrycznego w oplocie z czerwonej plecionki – 5 zł, puszka podsufitowa do lampy – ok. 10 zł. plus żarówka ok. 10 – 14 zł, ale ta potrzeba jest do każdej lampy.

Renowacja krzeseł z lat 60-tych XX wieku i stół z odzysku

Zdobyliśmy stare krzesła krajowej produkcji z lat 60-tych ubiegłego wieku. Były wykonane porządnie, ponieważ wtedy nie umiano jeszcze inaczej. Właśnie z powodu tej – ówczesnej – ułomności technologicznej krzesła przetrwały do dzisiaj.  Odświeżyliśmy je i nadaliśmy nowy wygląd.  Posłużą wiele kolejnych lat.

 

Jakiś czas temu, choć może bardziej pasowałoby – dawno, dawno temu. Było to w latach 60-tych ubiegłego wieku. Dwoje młodych ludzi urządzało się gdzieś pod Legnicą. Będąc we Wrocławiu udało im się kupić nowe krzesła. Następnie w spadku dostały je dzieci, razem z domem. Lata mijały, wiele śniadań, obiadów, kolacji i rodzinnych uroczystości. Aż  wylądowały w jakimś garażu albo komórce. W końcu postanowiono się ich pozbyć. I tak, po prawie 50 latach, wróciły do Wrocławia gdzie zostały przez nas odnowione. Ich odnawianie to była fajna zabawa.

 

Krzesła w swoim, prawie, oryginalnym wyglądzie. Tapicerka siedziska, kiedyś z zielonego materiału została przez poprzednich właścicieli zamieniona na brązową. W takiej postaci trafiły do nas.

Cztery krzesła kupiliśmy za 25 zł sztuka pod Legnicą. Kiedy je zobaczyliśmy na portalu ogłoszeniowym, wiedzieliśmy, że chcemy je mieć. W kwestii transportu skorzystaliśmy z uprzejmości znajomego, który mieszka kilkadziesiąt kilometrów dalej i w drodze do Wrocławia odebrał je dla nas. Tak więc transport wyszedł w sumie gratis.

 

Siedzisko już zdjęte. Marta szuka materiału na nową tapicerkę, ja biorę się do usuwania starego lakieru.

Wszystkie cztery krzesła, technicznie były w doskonałej kondycji. Nie kiwały się, nie było żadnych złamań. Wystarczyło usunąć stary lakier na wysoki połysk – tu i ówdzie lekko obity –  i pozbyć się też bejcy nadającej ciemne wybarwienie.

 

Krzesło już bez lakieru.

 

W trakcie czyszczenia doszliśmy do wniosku, że zostawimy tu i ówdzie delikatne przebarwienia po starym kolorze. W końcu to stare krzesła. To była dobra decyzja. Z czyszczeniem krzeseł, zwłaszcza takich z dużą ilością szczebli, zawsze jest dużo pracy. Tym bardziej ucieszyłem się, że czyszczenie nie będzie wymagało ode mnie laboratoryjnej precyzji.

 

Stare krzesło w nowej odsłonie. Zniknął stary lakier i wybarwienie, teraz widać drewno w jego naturalnym kolorze.

 

Krzesła od początku planowane były do konkretnego mieszkania, dlatego uznaliśmy, że kolorowa tapicerka w geometryczne wzory będzie najodpowiedniejsza. Tapicerką zajęła się Marta, zajęło jej to jakieś pół godziny. Więcej czasu zastanawiała się nad wyborem materiału na siedziska. Materiał zamówiliśmy w sklepie internetowym więc z niecierpliwością oczekiwaliśmy dostarczenia przesyłki. Kolor materiału, na stronach sklepu, na każdym monitorze wyglądał nieco inaczej. Była to więc trochę niespodzianka ale jak się okazało po otwarciu paczki, udana.

 

Do krzeseł potrzebny jest stół. Też z odzysku ale to już inna historia.

 

Mamy już krzesła, trzeba zorganizować stół. Nie chcieliśmy łączyć krzeseł z historią z zupełnie nowym stołem. Ten stół to odrębna historia. To w zasadzie połączenie blatu od jakiegoś stołu (Oryginalnie prawdopodobnie był na czterech nogach, domyślam się po śladach na spodniej stronie blatu)

 

Okrągły sosnowy blat z mocno zżółkiniętym lakierem, kiedyś był częścią zupełnie innego stołu.

 

Mamy już zdobyczny używany okrągły blat sosnowy, który wymagał jedynie wymiany lakieru. Ten stary, mocno zżółknięty nie wygląda zbyt dobrze. Do tego kolorystycznie bardo odróżnia się od krzeseł. Nigdy nie będą wyglądać identycznie, bo krzesła i blat wykonane są z innego drewna, ale odczyszczenie i pokrycie tym samym lakierem pozwoli im się „dopasować” do siebie.

 

Balt stołu już oczyszczony. To była trochę męka, bo lakier na wysoki połysk przeznaczony był chyba do sal gimnastycznych a nie dla mebli.

Stół z blatu z odzysku i zwykłych hydraulicznych salowych rurek i kolanek, pomalowanych na czarno jest już gotowy. Jeszcze ostatnie spojrzenie, czy może w tym wnętrzu stanowić komplet z krzesłami. I wszystko gotowe!

 

Wszystko już gotowe i ustawione na miejscu.

Wygląda to właśnie tak. Uważamy, że wyszło fajnie. Ten projekt dał nam dużo radości, było trochę pracy ale zabawy więcej.

Komplet czterech krzeseł kupiliśmy za 100 zł, stół w sumie za 250 zł. Dołożyliśmy do tego materiał na siedziska za 49 zł (z przesyłką, puszka lakieru satyna półmat za około 50 zł (można wybrać tańszy). W sumie meble i materiały do renowacji kosztowały nas 450 zł

Meble z laminowanej płyty też nadają się do renowacji

O tym, że meble drewniane podaje się renowacji wiedzą albo domyślają się wszyscy. Pamiętajcie, że meble z laminowanej płyty meblowej też można poddać renowacji. Wystarczy użyć farby do mebli dostępnej w każdym markecie budowlanym.

 

Tak się złożyło, że w nowo zakupionym (na rynku wtórnym) mieszkaniu, które dostało się „w nasze ręce”, wśród kilku pozostawionych mebli znalazły się też trzy komody. Myły raczej zdewastowane niż podniszczone. Głównie w kontekście konstrukcyjnym – elementy korpusów były pęknięte tu i ówdzie. W okleinie górnych blatów odparzenia – ślady po gorących garnkach. (Na komodach w pokoju ślady po gorącej patelni. Dziwne prawda?).

 

 

W mieszkaniu zostały w sumie trzy komody: dwie w formie „słupków” i jedna „klasyczna” w proporcjach. ( W tym mieszkaniu zostało też łóżko, które odrestaurowaliśmy i lekko podniszczone lustro – też je odratowaliśmy.)

 

 

Wyjęliśmy szuflady, naprawiliśmy elementy konstrukcyjne za pomocą wzmacniających blaszek. Następnie papierem o drobnej ziarnistości przetarliśmy powierzchnię laminatu, by farba lepiej się trzymała.

 

 

Szuflady pomalowaliśmy w różnych kolorach, teraz można się nimi bawić – układając w dowolnych konfiguracjach.

 

 

Blaty – były najbardziej zniszczone – pomalowaliśmy na szaro.

 

 

I renowacja skończona. Komody wyszły świetnie. Miały wylądować na śmietniku a wystarczyło w zasadzie je tylko pomalować.

Stary stół i krzesła zyskują kolory

Renowację starego stołu i czterech krzeseł, jak pokazuje ten projekt, można zrobić nawet  w pożyczonym garażu. To był szybki, budżetowy projekt, zrealizowany w czasie gdy mieszkanie docelowe dla tych mebli było malowane.

 

To stół INGO kupuje się go w IKEA, w cenie obiadu (179 zł) będąc jeszcze studentem lub w wielkiej potrzebie i ograniczonym budżecie. Potem służy  przez najbliższe lata, aż wreszcie postanawiamy się go pozbyć bo już nie pasuje. A można po prostu nadać mu nowy wygląd.

W tym przypadku, przygotowywaliśmy w tempie ekspresowym mieszkanie do wynajmu. Klient chciał szybko odświeżyć i wyposażyć mieszkanie opuszczone przez poprzedniego najemcę. Było puste i podniszczone. Musieliśmy je przygotować i wyposażyć, przy niewielkim budżecie.

 

 

Mieliśmy, nadające się do użycia, stary stół i cztery krzesła. Jedno nie do kompletu, stąd decyzja o wybarwieniu w różnych kolorach – dzięki czemu nie trzeba udawać, że wszystkie elementy zestawu stanowią komplet.

 

 

„Pożyczyliśmy” garaż – w mieszkaniu trwało malowanie – spakowaliśmy wszystko do samochodu i w jeden dzień odświeżyliśmy meble.

 

 

Oczyściliśmy je z lakieru i pomalowaliśmy w różnych kolorach. Farba wyschła i utwardziła się przez noc. A następnego dnia meble stały już w kąciku obiadowym.

 

Łóżko, którego komuś nie chciało się wyrzucić

Łóżko, którego nie chciało się wyrzucić poprzedniemu właścicielowi mieszkani, zarabia dla nowego właściciela. Tak oszczędza się pieniądze.

 

Widzieliśmy to już wiele razy, obsługując inwestycje w nieruchomości. Tak było i tym razem. Realizowaliśmy projekt inwestycyjny –  mieszkanie na wynajem krótkoterminowy. Sprzedający zostawił w mieszkaniu meble, jego zdaniem nie nadające się już do niczego. Po prostu nie chciało mu się ich wyrzucić więc zostawił je w mieszkaniu. Wśród nich było drewniane łóżko sosnowe. Mocno już pożółkłe, ze złamanym szczeblem stelaża pod materac.

 

 

Naszym zdaniem było całkiem przyzwoite, w więc postanowiliśmy je odzyskać. Oszczędzając przy tym trochę pieniędzy na zakupie nowego.

Łóżko nawet na chwilę nie opuściło mieszkania. Niezbędne prace przeprowadziliśmy po prostu na balkonie.

 

 

Oczyściliśmy je ze starego lakieru, wzmocniliśmy na łączeniach by było bardziej wytrzymałe – przydaje się to w mieszkaniach na krótki termin; oszczędza obsłudze zmartwień w krótkim czasie jaki ma na przygotowania mieszkania pomiędzy jednymi a drugimi gośćmi.

 

 

 

Następnie pomalowaliśmy je po prostu białą farbą, naprawiliśmy złamany szczebel. I był gotowe. Służy już drugi rok i zarabia dla inwestora nie gorzej niż robiłoby to nowe.

 

 

 

Na prawdę nie wszystko trzeba wyrzucać. Czasami wystarczy papier ścierny, wałek i trochę farby i mebel jest jak nowy.

Zaoszczędzić parę złotych ratując zniszczone lustro

Gdy budżet jest napięty lub jeśli zwyczajnie nie chce się wydawać pieniędzy gdy można je oszczędzić. Najsensowniej jest wykorzystać ponownie coś co już i tak mamy. W tym przypadku poświęcamy kilkanaście złotych i trzy kwadranse na zamaskowanie śladów zużycia starego lustra.

Nowy rok rozpoczął się już nieodwracalnie i nie da się dłużej udawać, że to jakiś „międzyczas” po zakończeniu starego i przed rozpoczęciem kolejnego roku. Czas więc uporządkować rzeczy odkładane tak długo, że doczekały się miany daty. Tym samym, w ramach porządkowania starych spraw, dziś o lustrze dzięki któremu oszczędziliśmy kilka złotych.

To był projekt w jakich można powiedzieć, że się wyspecjalizowaliśmy, przygotowanie inwestycji w mieszkanie na wynajem. Z tą różnicą, że czasu i budżetu był wielki niedostatek. Trochę więc w ramach tego projektu hasłem przewodnim było „zrób to sam”. Wielu więc rzeczom daliśmy nowe życie, o niektórych z nich innym razem. Bo dziś, krótko o lustrze.

W całym mieszkaniu nietknięta, głównie z powodów budżetowych, nietknięta została łazienka. Gruntownie ją odczyściliśmy i pozostał w niezmienionej formie. Wymieniliśmy tylko uszczelki w kabinie prysznicowej i zadbaliśmy o lustro by nie straszyło.

Typowe lustro z fazowanymi krawędziami. Niestety podkład lustrzany na krawędziach lustra mocno juz poczerniał. Tu i tam widoczne były odpryski na krawędziach.

 

 

 

Z pomocą przychodzi styropianowa listwa przysufitowa, odrobina kleju, nóż do tapet i odrobina farby. Warto mieć przyrząd do cięcia desek pod ustalonym kontem. Kupisz go w markecie budowlanym za około 6 zł.

Za listwę, wybraliśmy nieco droższą ze względu na odpowiadający nam kształt, zapłaciliśmy około 16 zł. Za lustro w podobnym wymiarze, z ramą, zapłacilibyśmy minimum 200 zł.

Owszem efekt końcowy nie jest szczytem wykwintności ale jeśli chcesz zaoszczędzić a możesz wydać niecałe 50 zł zamiast minimym 200 zł. Pamiętaj, że ramę możesz pomalować w dowolnym kolorze. A jeśli ci się znudzi zawsze możesz wymienić na inny kształt i dalej będzie taniej niż zakup nowego lustra. Więc bez wątpienia warto poświęcić trzy kwadranse własnego czasu.