DOBRE WNĘTRZA I NIERUCHOMOŚCI

Handmade – moda na niepowtarzalność w designie

Artystyczna ceramika, ręcznie barwione obrusy czy ozdabiane unikatowymi intarsjami stoły. W polskich domach coraz częściej możemy spotkać przedmioty wykonane tradycyjnymi metodami rzemieślniczymi. Dlaczego? W dobie nachalnego konsumpcjonizmu i półek uginających się od produktów, które niczym się od siebie nie różnią, zaczynamy zwracać uwagę na przedmioty unikatowe. Zwrot ten związany jest z trendem, który umacnia się w polskim i światowym wzornictwie. Slow design, bo tak się nazywa – to powrót do korzeni. Chcemy otaczać się niepowtarzalnym rękodziełem, czerpiącym z wielowiekowej tradycji, przygotowanym specjalnie dla nas, solidnie i z poszanowaniem otoczenia.

Produkty wyróżnione w plebiscycie „must have 2017”

Po latach dobrej passy dla wyrobów plastikowych i masowej produkcji przyszedł czas na docenienie tradycyjnego rzemiosła. Zmiana ta wpisuje się w coraz częściej praktykowaną ideę slow design, czyli zamiłowania do lokalnych materiałów i produktów wykonywanych ręcznie. Wyplatane kilimy, narzuty czy naczynia lepione na tradycyjnym kole garncarskim to w obecnych czasach dobra pożądane. Zastawy stołowe produkowane według najstarszych metod i receptur w Zakładach Ceramicznych „Bolesławiec” czy Zakładach Porcelany „Ćmielów” przechodzą prawdziwy renesans.

– Dziś liczy się niepowtarzalność i autentyczność, czerpanie z zasobów natury i dostępnych lokalnie materiałów. Trend ten obserwowaliśmy już od jakiegoś czasu, dotychczas było on jednak w Polsce dosyć niszowy. Ilość nowopowstających lokalnych marek rzemieślniczych pozwala jednak wierzyć, że będzie się on w naszym kraju umacniał. Współcześni projektanci coraz chętniej rezygnują z masowej produkcji, stawiając na autentyczność i nadawanie unikatowej tożsamości projektowanym przedmiotom, aby każdy z nabywców mógł doświadczyć czegoś nowego  – opowiadają organizatorzy Łódź Design Festival.

Renesans ceramiki użytkowej

Wspomniana wcześniej, tradycyjnie wytwarzana i zdobiona zastawa stołowa, to coraz popularniejszy element wyposażenia polskich domów. W fabryce ceramiki w Bolesławcu, której produkty znane są w kraju i na świecie, naczynia dekoruje się za pomocą starodawnej techniki stemplowania, która nadaje wyrobom niepowtarzalny znak handmade, a co za tym idzie – unikatowość.

– Naczynia wytwarzane w Bolesławcu są zdobione przez pracujących w tej fabryce ludzi. Każdy gest cechuje indywidualizm twórcy, przez co wychodzące spod ich rąk przedmioty noszą znamiona rękodzieła. To stanowi o wyjątkowości ceramiki w Bolesławcu. Efekt stemplowania można zobaczyć na wystawie „Akord” podczas tegorocznej edycji Łódź Design Festival. Innym projektem obecnym na festiwalu, który stanowi niejako odniesienie do obecnych trendów w projektowaniu, są „Ludzie z fabryki porcelany”, w ramach którego powstał serwis „Ślady człowieka” w ćmielowskiej manufakturze. Każda z wystaw porusza ważną z punktu widzenia obecnych czasów problematykę – rolę i udział człowieka przy tworzeniu produktów codziennego użytku. Stwarza okazję do zastanowienia się nad istotą lokalnego rzemieślnictwa – mówi Michał Piernikowski, Dyrektor Łódź Design Festival.

Czerpanie z tradycji rzemiosła

Młodzi projektanci i globalne marki coraz częściej inspirują się tradycyjnymi technikami wytwarzania produktów codziennego użytku. Często poszukują nowych rozwiązań łącząc tradycyjne sposoby wykonywania przedmiotów z nowoczesnym designem. Przykładem może być kolekcja Stockholm od IKEA, którą wyróżniają wyroby rękodzielnicze o indywidualnym charakterze. W ich tworzeniu wzięli udział lokalni rzemieślnicy z Indonezji. Do tradycji wyrobów ceramicznych sięgnęli także tegoroczni laureaci plebiscytu must have. Pracownia Boguslavskaya zaprezentowała ceramiczną, ręcznie odlewaną, szkliwioną i zdobioną deskę do serowania zakąsek, z kolei TABANDA i August Design Studio stworzyli ręcznie wykonaną z mieszanki kamionki i porcelany ceramikę kuchenną BIRDS. Przykładem powrotu do tradycji polskiego rzemieślnictwa jest także kolekcja Canvas Katarzyny Gołuszki i Michała Załuskiego,  wykonana w rodzinnym zakładzie ceramicznym na Śląsku.

– Ciekawym projektem, docenionym w tegorocznej edycji must have jest „Dbamy o lepszą codzienność – czajniczek” projektu Jana Kochańskiego. Dlaczego? Produkt ten, wykonany w tradycyjnej technice ceramicznej z drewnianymi elementami, z powodu nietypowego rozłożenia dziubka, pokrywki, uchwytu i podstawki, wymaga szczególnej uwagi przy nalewaniu herbaty, wymusza na użytkowniku nietypowy ruch ręki. Tworząc takie naczynie, projektant pragnął zwrócić uwagę na niedoskonałości przedmiotów, które otaczają nas w życiu i skłonić do refleksji nad tym, co wokół nas nie działa optymalnie, a także, co możemy poprawić, ulepszyć, zmienić. To świetny przykład globalnego trendu projektowania zrównoważonego i odpowiedzialnego społecznie. Z pewnością będzie to jeden z głównych kierunków, który zobaczymy na festiwalu w październiku – mówi Olga Łosiak z Łódź Design Festival.

Kolekcja tapet „Czarodziejski Las”

Kolekcja tapet „Czarodziejski Las” Projektant: Franciszek Michałek; Producent: FREZO Wall Design

Kolekcja tapet „Czarodziejski Las” powstała w oparciu o projekty i szkice autorstwa Franciszka Michałka. Prace powstały w latach 60. i 70. XX wieku jako koncepcje dekoracji ściennych do sanatoriów w Ciechocinku. Tapety wykonane są z najwyższej jakości materiałów, przy zastosowaniu ekologicznych technologii. Prezentowane na nich wzory zachowały malarski charakter oryginałów.

www.frezo.pl

BURNED – tkanina non iron

BURNED – tkanina non iron Projektant: Izabela Wądołowska/ DOUBLE ROOM; Producent: Double Room

Tkanina BURNED to gruba, miękka i przyjemna w dotyka elana typu non iron. Futurystyczna kompozycja, pełna energii i humoru będzie świetna w wyrobnictwie odzieżowym i we wnętrzach, które wyróżni i sprawi, że nabierze jedynego w swoim rodzaju klimatu. Tkanina typu elana gruba, trwały zadruk cyfrowy szerokość tkaniny z beli to 150 cm.

BURNED – tkanina non iron we wnętrzach

 

BURNED – tkanina non iron jako materiał na ubrania

www.doubleroom.pl

Kolekcja pojemników „Blanca”

Kolekcja „Blanca” Projekt: Elżbieta Trzewiczek Pietkiewicz Sebastian Pietkiewicz; Producent: Huta Szkła Kryształowego „Julia”

BLANCA to kolekcja której nazwa pochodzi od słowa blanchus co oznacza „biała”. Kolekcja łączy w sobie biel tradycyjnej porcelany z serii Fryderyka i kryształową biel przezroczystego szkła Huty Julia. W skład kompletu wchodzi pięć pojemników o różnej wysokości w czterech różnych szlifach. Mogą służyć jako: bomboniera, cukiernica, pojemnik na makaron, ciastka lub wazon. Od wieków porcelana i kryształ gościły na naszym stole, teraz możemy mieć je w postaci jednego przedmiotu, zestawu.

www.hutajulia.com

Biurko Skog

Biurko Skog Projektant: Kinga Smardz-Gawłowska; Producent: Borcas

Prosta konstrukcja skog nawiązuje wyglądem do norweskich lasów. Układ nóg, które podpierają naturalny drewniany blat, przypomina drzewa wyrastające z ziemi. Przez pierwotny charakter skog, przedziera się indywidualizm. Siła i oryginalność biurka pochodzą z idei, że każdy najmniejszy szczegół może stanowić o całym projekcie.Ażurowa, niecodzienna konstrukcja biurka skog, zwiększa optycznie przestrzeń i sprzyja kreatywności.

Biurko Skog Projektant: Kinga Smardz-Gawłowska; Producent: Borcas

www.borcas.eu

BIRDS kolekcja ceramik

Projekt: TABANDA i AUGUST; Producent: TABANDA i AUGUST

BIRDS to figlarna i elegancka seria ręcznie wykonanej ceramiki, składającą się z dwóch rozmiarów kubków, pary jajkowników i dwóch przemiłych misek.Do każdej z nich dorzuciliśmy dębową pokrywkę, by utrzymać wasze posiłki i napoje w idealnej świeżości.By nie utracić fascynującej, matowej faktury mieszanki kamionki i porcelany, szkliwimy je jedynie od środka.Łącząc minimalistyczną formę z ręcznym wykonaniem, BIRDS ucieleśniają to, do czego dążymy w każdym projekcie: symbiozę wzornictwa i rzemiosła.

Projekt: TABANDA i AUGUST; Producent: TABANDA i AUGUST

www.tabanda.pl | augustaugust.pl/

Legendy warszawskie. Antologia

Legendy warszawskie. Antologia Projekt i ilustracje: Wojciech Pawliński; Producent: Muzeum Warszawy

Pierwszy tak obszerny, bogato ilustrowany i opracowany naukowo wybór legend warszawskich. Publikacja obejmuje 61 tekstów powstałych od poł. XIX w. do 2 dekady XXI w. Daje czytelnikom dostęp do legendarnych dziejów Warszawy w powiązaniu z jej współczesną topografią. Książka w oprawie twardej z wzorem tłoczonym na okładce, wydrukowana na papierze Lux Cream, przy użyciu 3 kolorów z palety Pantone (teksty i ilustracje).

www.muzeumwarszawy.pl

Niewidoczne etui InvisibleCase 3D

3mk InvisibleCase 3D Projekt: Marcin Gawłowski; Producent: 3mk screen protectors

InvisibleCase 3D to niewidoczne etui zaprojektowane i produkowane w Polsce. Zapewnia ochronę telefonów, tabletów i laptopów bez wpływu na design i funkcjonalność. Wyróżnia się zastosowaną technologią perforacji Air-Dots™, dzięki której nałożenie InvisibleCase 3D jest prawie tak proste jak zwykłego etui, równocześnie oferując użytkownikowi więcej korzyści. Air-Dots™ jest prawnie chronione przez Unię Europejską i przyniosło popularność InvisibleCase 3D w Polsce, wielu krajach Europy, a nawet Azji.

www.3mk.pl/3D

Ekologiczna tapeta flizelinowa „W zimowym upierzeniu”

Ekologiczna tapeta flizelinowa „W zimowym upierzeniu” Projektant: Agnieszka Komorowska; Producent: Brevka.art

Ekologiczna tapeta flizelinowa „W zimowym upierzeniu” z kolekcji „Szepty skandynawskich baśni zza ściany” jest autorską ilustracją przedstawiającą sikorki zachowane, trochę na przekór naturze, w odcieniach błękitu i szarości. Drukowana jest metodą lateksową. Druk jest bezwonny i przyjazny nie tylko dla środowiska naturalnego, ale także dla naszego zdrowia.Tapeta jest odporna na zarysowania i rozerwanie. Posiada klasę ochrony przeciwpożarowej. Nie zawiera w swoim składzie PCW i innych toksyn.

brevka.com

PUFF-BUFF lampy do nadmuchania

Wywiad z Anną Siedlecką i Radkiem Achramowiczem – prezentacja Studia PUFF-BUFF Design o początkach marki, o tym, w jaki sposób świat reaguje na ich wyjątkowe lampy oraz czym ten kreatywny duet może nas jeszcze zaskoczyć.

Przypomnijmy – proszę – w jaki sposób zrodził się ten szalony pomysł na lampy PUFF-BUFF i jak został on przyjęty przez świat designu oraz konsumentów?

Radek Achramowicz: Nasze projekty można uznać za innowacyjne, choć wypełnianymi powietrzem balonami latano już w XVIII w., a fascynacja strukturami pneumatycznymi ogarnęła świat designu w latach 60. ubiegłego wieku.

Anna Siedlecka: Kiedy w mojej głowie – jeszcze w czasie studiów – powstawały pierwsze koncepcje nadmuchiwanych lamp, nie znałam tych projektów. Lampy z pompowanych kół wymyśliłam zupełnie od początku, zafascynowana lekkością i mobilnością tej technologii. Wtedy mnie to zainteresowało, bo projektowałam dla młodych ludzi lekkie i przenośne meble mogące zmieniać kształt. Technologia pneumatyczna mnie wciągnęła. Po studiach stworzyłam kilka prototypów lamp, a potem dołączył do mnie Radek i też dał się ponieść „dmuchańcom”. W naszym Studio PUFF-BUFF Design, które wspólnie założyliśmy, zaprojektowaliśmy system BUBBLES (czyli Bąbelki), które dziś są chyba naszym najbardziej znanym produktem. Na początku chcieliśmy sprzedać nasze projekty producentom i w tym kierunku prowadziliśmy rozmowy. Głównie interesowali się nimi Włosi. Po naszym pierwszym pokazie w Mediolanie (2004) dostaliśmy ciekawe propozycje i zrobiło się o nas głośno.

R.A.: Jako projektanci z Polski, czuliśmy się trochę jak jakieś egzotyczne zwierzęta – rzadko spotykane albo wręcz nigdy nie widziane. Ostatecznie zdecydowaliśmy sami zająć się produkcją. Nie chcieliśmy, żeby „dmuchańce” zmieniły się np. w szkło, bo zależało nam na tej technologii. Gdy powstały pierwsze finalne produkty już pod marką PUFF-BUFF – to był rok 2006 – wzbudziły zainteresowanie, bo były czymś zupełnie nowym. Zaczęliśmy sprzedawać lampy, początkowo prawie wyłącznie za granicę. Polscy odbiorcy jeszcze wtedy nie byli na to gotowi. Dziś „design” to słowo klucz, ale 10 lat temu niewielu ludziom w naszym kraju cokolwiek ono mówiło. Nasze pierwsze większe zamówienia były do Włoch, Holandii, Nowej Zelandii i Francji. W Polsce kupowali nasze lampy nieliczni wyrobieni klienci – głównie reprezentanci tzw. kreatywnych zawodów, odważniejsi architekci. Powoli zdobywaliśmy rynek, na początku dokładając do interesu. Wierzyliśmy jednak, że to ma sens, bo nasze produkty są na tyle ciekawe i nośne, że w końcu się przebijemy. Staraliśmy się bywać na najważniejszych targach, promować PUFF-BUFF i polski design.

Chcieliśmy światu pokazać: „Hej, patrzcie, u nas też powstają fajne, innowacyjne projekty!”

W jaki sposób powstają Wasze lampy i w jakiej postaci docierają do klientów? Czy są już wypełnione powietrzem, czy każdy robi to indywidualnie w domu?

R.A.: Wszystkie nasze lampy są produkowane w Polsce. Od wielu lat współpracujemy z polskimi podwykonawcami, lokalnymi dostawcami i specjalistami od różnych technologii. Wykorzystujemy tak dużo polskich komponentów, jak tylko możliwe. Część sprowadzamy (np. PVC jest z Niemiec, przewody i przełączniki z Włoch). Cały finalny montaż odbywa się w naszej pracowni w Warszawie – tu lampy są składane, dopieszczane, pakowane.

A.S.: Lampy z serii BUBBLES klient otrzymuje już napompowane i gotowe do zawieszenia. Ze względu na dużą ilość bąbelków namawianie klientów do samodzielnego ich pompowania byłoby okrucieństwem! Lampy żarówkowe są za to dużo prostsze w obsłudze. Docierają do odbiorców w postaci płaskiej, do indywidualnego napompowania, dzięki temu mieszczą się w małych opakowaniach.

Czym inspirujecie się podczas tworzenia swoich projektów?

R.A.: Czym tylko się da – otaczającym światem, przyrodą, popkulturą, sztuką, filmem… Dookoła jest pełno inspiracji.

Oświetlenie PUFF-BUFF to nie tylko lampy z PVC. Jakie jeszcze materiały są wykorzystywane w Waszych produktach i które z nich są najbardziej wdzięcznym tworzywem?

A.S.: Światło to fascynująca materia – eksperymentowanie z nią jest przygodą i zarazem wyzwaniem. To samo można powiedzieć o technologii pneumatycznej, w której powstała większość lamp PUFF-BUFF. Ostatnio wprowadziliśmy nowy materiał – rozciągliwy poliuretan (TPU). Z niego powstają nasze lampy BIG PUFF, które są rozwinięciem PUFF, tj. pierwszej zaprojektowanej przez nas lampy. TPU jest aksamitne w dotyku i bardziej rozciągliwe niż PVC, czyli winyl. Pięknie rozprasza światło. Mamy w swojej ofercie dwie lampy twarde, z tworzywa i stali. Ostatnio zaczęliśmy eksperymentować więcej z twardszymi tworzywami, takimi jak akryl, wytłaczając go i formując różne kształty. Niby twarde, ale nadal w duchu PUFF-BUFF. Zobaczymy dokąd nas to zaprowadzi.

Ile autorskich produktów do tej pory powstało w Waszym Studio?

A.S.: Stworzyliśmy około 50 różnych projektów – część z nich została wdrożona do produkcji. Prawdopodobnie najbardziej kojarzone nasze produkty to seria BUBBLES (żyrandole z bąbelków i diod LED), lampy PUFF – teraz po metamorfozie produkowane jako BIG PUFF, czarno-biała ORCA i żyrandol z nadmuchiwanymi ramionami LULLABY.

Kim są obiorcy lamp PUFF-BUFF?

A.S.: Osoby kreatywne, z poczuciem humoru, zwykle są fanami designu, ale też zwracają uwagę na jakość produktów i ich pochodzenie.

R.A.: Dla naszych klientów w Polsce jest ważne, że kupują produkty polskie, tworzone w kraju. Czują, że wspierają tym samym lokalną przedsiębiorczość, bo nie jest to masowa produkcja powstająca w nieznanym miejscu. Nasi klienci kupują oryginalny produkt, za którym stoi konkretna historia i konkretni ludzie – czyli my.

Czym jeszcze planujecie zaskoczyć świat designu i konsumentów?

R.A.: Chcemy rozwinąć nasze laboratorium projektowe, planujemy robić więcej rzeczy nietypowych, na specjalne zamówienie oraz z różnorodnych materiałów.

A.S.: To są bardzo ciekawe projekty, robimy je od czasu do czasu dla różnych klientów, świetnie się przy tym bawiąc i eksperymentując. Tak powstały świecące ubranka, pneumatyczny pawilon wystawowy, świecące pulchne litery. Pozostajemy w sferze światła, choć powstające projekty niekoniecznie można zakwalifikować jako lampy.

Na jakich imprezach targowych i wystawach można będzie spotkać PUFF-BUFF w najbliższym czasie?

R.A.: We wrześniu jedziemy już po raz trzeci do Paryża na Maison&Objet. Tu zawsze mieliśmy dobry odbiór. Francuzom nasze lampy bardzo się podobają. W styczniu 2018 r. po raz pierwszy wybieramy się do Kolonii na Imm Cologne, a na wiosnę Nowy Jork i targi ICFF – też po raz trzeci. Amerykanie lubią duże lampy i takie chętnie robimy im na zamówienie. Wielka świecąca kula w kasynie to jest coś!

Kto za tym stoi? PUFF-BUFF to:

Anna Siedlecka to absolwentka Wydziału Architektury i Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Projektantka wnętrz i wzornictwa, pomysłodawczyni i współzałożycielka PUFF-BUFF. Kuratorka wystaw i współtwórczyni inicjatyw wspierających polski design (m.in. The Spirit of Poland czy VIVA LED). Członkini Stowarzyszenia Projektantów Form Przemysłowych. Wyróżniona prestiżowymi nagrodami jako projektantka m.in. EUROPE 40 UNDER 40 (2009) dla najciekawszych młodych designerów w Europie, a także jako dyrektor kreatywna marki PUFF-BUFF.

Radosław Achramowicz absolwent Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. W 2017 roku uzyskał tytuł Profesora Nadzwyczajnego Politechniki Warszawskiej na Wydziale Architektury. Jest kierownikiem Pracowni Projektowania Architektonicznego i Projektowania Produktu na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Był także wykładowcą poznańskiej School of Form i bydgoskiego Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego. Ekspert w dziedzinie architektury, architektury wnętrz i designu. Kurator i współtwórca inicjatyw wystawienniczych dotyczących wzornictwa. Mocne nazwisko znane designerskiemu światu w Polsce i za granicą.

O projektantach, którzy popełnili błąd

Agnieszka Bar, Jan Kochański, Studio Szpunar – to projektanci, którzy w codziennej pracy dążą do formy idealnej. Nagle, pod wpływem kilku telefonów i spotkań, zgadzają się… popełnić błąd.

 

Projektant: Agnieszka Bar / Zdjęcia: Pieceoflove

 

W wyniku prac nad przedmiotami „celowo nieidealnymi” powstają: krzywa szklanka, która wywołuje złudzenie, że za chwilę się przewróci (Agnieszka Bar), lustro w paski, w którym trudno przejrzeć się w biegu (Studio Szpunar) i czajniczek do parzenia herbaty z przesuniętym uchwytem (Jan Kochański).

Są to przedmioty estetyczne, funkcjonalne, ale też – celowo – nieidealne. Ich niedoskonałość ma za zadanie przypominać ich właścicielom każdego dnia, że zastanawiając się nad tym, co wokół nas nie działa idealnie i dostrzegając rzeczy warte poprawy, możemy aktywnie zmieniać naszą rzeczywistość.

Projektant: Jan Kochański / Zdjęcia: Pieceoflove

Projektant: Jan Kochański / Zdjęcia: Pieceoflove

Kolekcja to element… kampanii społecznej. – Celem akcji “Dbamy o lepszą codzienność” jest zachęta do zatrzymania i chwili namysłu na co dzień – tłumaczy Katarzyna Batko – Tołuć z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. W ten nietypowy organizacja chce namawiać do refleksji, w wymiarze i osobistym, i społecznym.

Projekt: Studio Szpunar / Zdjęcia: Pieceoflove

Wszystkie przedmioty można kupić online i w dobrych sklepach z dizajnem. Czy faktycznie dadzą komuś impuls do zmiany? Czy przeciwnie, będą najlepszym dowodem na to, że niedoskonałe też może być piękne? Pewne jest jedno: potrafią wyprowadzić z równowagi. Tyle, że nie tej rozumianej jako wewnętrzny spokój, a tej kojarzącej się bardziej z bezruchem, stagnacją, przyzwyczajeniem, które za bardzo rozleniwia.

Warsztaty Fresh Design 2017 jadą w świat

Rower jest lepszy od samochodu! Nie wierzycie? Międzynarodowe warsztaty projektowe Fresh Design 2017 zburzą wasze wszelkie stereotypy. W maju tego roku będzie okazja do uczestnictwa w międzykulturowym wydarzeniu. W CRZ Krzywy Komin we Wrocławiu przywitamy studentów z 8 ośrodków akademickich z Europy, którzy w twórczym ferworze stworzą oryginalne, estetyczne i funkcjonalne projekty rowerów.

W tym roku w warsztatach wezmą udział przedstawiciele takich państw jak Czechy, Słowacja, Węgry, Niemcy, Holandia, Portugalia, Islandia i Polska. Uczestnicy będą współpracować w międzykulturowych zespołach. Wykorzystywać wiedzę i umiejętności w dziedzinie designu, urbanistyki, a w swoich pracach zastosują innowacyjne i zaskakujące zabiegi artystyczne w dziedzinie rowerowej. Po uzyskaniu współpracy z takimi ośrodkami edukacyjnymi jak: Academy of Fine Arts and Design z Bratysławy, Escola Superior de Artes e Design z Caldas da Rainha i Budapest Metropolitan University bez problemu można stwierdzić, że Fresh Design 2017 będzie wyjątkową edycją! Projekt nabierze światowego i profesjonalnego wymiaru. Swoją wiedzą i doświadczeniem podzielą się eksperci pochodzący z powyższych uczelni i nie tylko. Pomogą studentom rozwinąć powstałe koncepty, zainspirują i zachęcą do intensywniejszego działania już po zakończeniu projektu.

Maj jest miesiącem bardzo ciepłym, zawsze zachęca do wyjścia na zewnątrz i cieszenia się słoneczną pogodą. Dlatego oprócz warsztatów Fresh Design odbędzie się wiele dodatkowych atrakcji dla ludzi w każdym wieku. Jedną z nich będzie otwarty dzień projektowy – 20 maja , podczas którego oprócz możliwości podejrzenia pracy projektantów zostaną zorganizowane szkolenia tematyczne, skupione wokół rowerów i ich przemyślanego użytkowania. Dodatkowo odbędą się spotkania otwarte ze specjalistami i badaczami z branży rowerowej, urbanistyki, architektury miejskiej. Podzielą się oni swoim doświadczeniem i ogromną wiedzą. Przybyli goście będą mieli możliwość rozmowy z osobami ze świata zdrowia i kultury, którzy w ciekawy sposób opowiedzą o prowadzeniu zdrowego stylu życia; podejmowaniu ekologicznych i odpowiedzialnych działań w środowisku; zrealizowanych wyzwaniach i pokonywaniu własnych słabości. Finał Fresh Design 2017 i oficjalna obrona powstałych prac odbędzie się 21 maja w Hali Stulecia w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Rowerowego. Bardzo ważny punkt zakończenia projektu będzie stanowiła debata, w trakcie której dojdzie do przedstawienia różnorakich stanowisk projektantów oraz działaczy społecznych, ściśle związanych z szerzeniem idei „zielonych” środków transportu miejskiego.

Projekt jest realizowany we współpracy z grupą studentów Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej oraz profesorami Politechniki Wrocławskiej. Koordynatorami merytorycznymi projektu są dr inż. arch. Anna Bać oraz inż. arch. Piotr Michalski.

Zachęcamy osoby zainteresowane tematyką warsztatów do wzięcia udziału w projekcie i wypełnienia formularza zgłoszeniowego na stronie www.freshdesign.edu.pl.

Organizatorem projektu jest Fundacja Open Mind przy współpracy z CRZ Krzywy Komin. Patronem Honorowym wydarzenia jest Ambasada Królestwa Niderlandów w Warszawie.

Archnet.pl jest patronem medialnym warsztatów projektowych Fresh Design, w ramach stałego partnerstwa z Fundacją Open Mind i CRZ Krzywy Komin

 

W starych meblach drzemie dusza i warto ją zachować

Drzwi-biurko od Manoteca
(źródło: manoteca.com)

Przeglądając strony w poszukiwaniu mebli do aranżacji trafiłam na meble, które posiadają duszę. Niektórzy projektanci także zauważają ją w starych meblach i dają im drugie życie. Stare meble otrzymują nową funkcję, różną od pierwotnej, ale dającą im szansę zaistnieć w obecnych przestrzeniach.

 

Często patrząc na meble, porcelanę, książki na targach staroci zastanawiam się jaką kryją historię, bo przecież służyły swym właścicielom i były niemymi świadkami ich życia. Teraz niektórzy dają im drugą szansę, aby, może w innej formie, a zapewne o odmiennej funkcji, cieszyły następne pokolenia, nowych właścicieli. Ich historia pisana jest dalej.

źródło: manoteca.com

 

Drzwi drewniane zmieniają się w blat stołu dla ośmiu osób. Po otwarciu staje się biurkiem. Zobaczcie sami.

źródło: manoteca.com

 

źródło: manoteca.com

 

Zawiasy i zamek drzwi są autentyczne. Żadna część drzwi nie została zmodyfikowana.

Nawet takie elementy wyposażenia jak skrzynki, mogą stać się ciekawym meblem. Choćby sekretarzykiem.

Animiacja / źródło: manoteca.com

 

źródło: manoteca.com

 

Skrzynie „dostały nóg” i już nie leżą na strychu, a przechowują nasze skarby.

źródło: manoteca.com

 

źródło: manoteca.com

 

Projekty te są dziełem włoskiej pracowni – laboratorium Monoteca, w którym stare porzucone rzeczy odzyskują świetność. Ich twórca lubi myśleć, że każdy element niesie ze sobą czyjeś życie i ma nadzieję, że każdy, kto zostaje następnym ich właścicielem będzie o tym pamiętał i sprzęty będą dobrze traktowane.

źródło: manoteca.com

 

Jeszcze jedne mebel, w tym przypadku stół stolarski staje się stołem ze zlewem kuchennym, który doda wnętrzu charakteru.

źródło: manoteca.com

 

Projektantów, którzy wsłuchują się w duszę przedmiotów jest oczywiście więcej, znajdziemy ich także wśród polskich designerów.

źódło: niziointerior.pl

 

Fotel kinowy otrzymał drugie życie od architekta Mirosława Nizio, znanego głównie z projektów przestrzeni publicznych: muzeów, ekspozycji historycznych, wystaw, pomników pamięci, scenografii. Współtworzył i zrealizował wystawę główną Muzeum Powstania Warszawskiego, które jest najczęściej odwiedzaną instytucją kulturalną w Polsce.

Jak widać oprócz tworzenia dużych form potrafi pochylić się nad mniejszą formą, jaką jest chociażby fotel.

źródło: Niziointerior.pl

 

Siedzisko wraz z oparciem otrzymało nową konstrukcję nośną, która została odważnie wykonana z hartowanego szkła. Dzięki wykorzystaniu tego transparentnego materiału uzyskano wrażenie lekkości.

Wszystkie te przedmioty stają się jedynymi w swoim rodzaju i niepowtarzalnymi przedmiotami użytkowymi. Stare meble mają duszę, trzeba tylko chcieć nadać im nowego blasku.

Zamiast książek z obrazami, obrazy z książkami.

Ekaterina Panikanowa, cykl „Un, due, tre, fuoco”

Prace Ekateriny Panikanowej to świetna sztuka i ciekawa propozycja na ponowne wykorzystanie starych książek. Kiedyś cieszyły, były potrzebne do nauki, teraz zalegają w piwnicach lub, o zgrozo, na śmietnikach. Artystka tworzy z nich dzieła sztuki, i moim zdaniem, podsuwa ciekawy. Nie namawiam do kopiowania jej dzieł, ale przyznacie sami, to tani i niezwykle ciekawy pomysł na oryginalny element wystroju wnętrza.

Ekaterina Panikanowa, urodziła się w Petersburgu w 1975 roku, obecnie mieszka i pracuje w Rzymie i Petersburgu. W wieku zaledwie 5 lat wzięła udział w swojej pierwszej wystawie w Muzeum Ermitaż w Petersburgu. Studiowała w Szkole Muzeum Sztuki Ermitaż w Petersburgu. W 2001 roku, ukończyła malarstwo Monumetale w pracowni profesora Andrzeja Milnikowa. W 2006 roku założyła z innymi artystami grupę młodych artystów rosyjskich „POLYREALISM”.

Na początku tego roku zaprezentowała cykl „Un, due, tre, fuoco”, do stworzenia której wykorzystała stare książki, czasopisma szkolne i plakaty znalezione na pchlich targach. Jak sama twierdzi, jej projekty przywołują świat dzieciństwa. W swych działaniach artystycznych nie ustaje w wysiłku by znaleźć najgłębsze i najbardziej intymne uczucia człowieka. Pozostawmy jednak filozoficzne dywagacje artystki, koncentrując się na tym co rzeczywiście widać.

Reaguję dość alergicznie na filozoficzne wywody artystów sztuk wizualnych, pod tytułem co autor miał na myśli. Wolę oglądać efekty ich pracy niż słuchać opowieści o drugiej – mentalnej – warstwie przekazu. Nie ukrywam jednak, że propozycje Ekateriny (czy też idąc tropem wymowy jej rosyjskiego imienia, Jekateriny) bardzo mi się podobają z kilku powodów.

Mam słabość do książek i ciekawych sposobów ich ekspozycji we wnętrzach. Postanowiłem więc podzielić się również dzisiejszym odkryciem. Bardzo chciałbym zobaczyć coś podobnego w zrealizowanym wnętrzu, liczę więc, że dzieła Ekateriny będą dla kogoś inspiracją. Inną sprawą jest, że w równym stopniu ucieszył mnie sam pomysł na stare książki.

Dziś rano słyszałem w radiu, w związku z faktem mojej rocznicy urodzin, że jak wszyscy z 21 lipca jestem predestynowany do bycia sknerą. Nie sądzę by cecha ta przypadła mi w udziale, choć może właśnie z tego powodu podobają mi się ciekawe pomysły na ponowne wykorzystanie różnych przedmiotów.

W archnet.pl publikowane były już teksty o drugim życiu budynków i starych mebli. Myślę więc, że tym wpisem dołożę swoją cegiełkę do skądinąd ciekawego trendu.

Gdy byłem studentem uniwersytetu zdarzało mi się zabierać z biblioteki książki przeznaczone do utylizacji. Tak, tak, kiedy piszę „Zabierać” nie mam na myśli eufemizmu do „Kraść”. Faktycznie w bibliotekach wydziałowych zdarzały się akcje tego typu co jakiś czas. Inna sprawa, że zwykle intelektualna moc tych dzieł była mizerna. Na marginesie dodam, że często były to publikacje pracowników naukowych. Zdarzały się także i przyzwoite pozycje.

W każdym razie takich zbieraczy, jak ja wówczas, pewnie jest na pęczki. Często ci zbieracze poźniej pozbywają się części swoich zbiorów. Na pchlich targach, ulicznych straganach, bibliotecznych wystawkach nikomu niepotrzebnych książek są tysiące. Na uczelniach zaś są setki zdolnych studentów sztuk pięknych. Łącząc te dwa fakty można stworzyć coś naprawdę niezwykłego do każdego w zasadzie wnętrza. I co ważne, skoro jesteśmy przy temacie odzyskiwania, przy tym stosunkowo taniego. Choć w równym stopniu kibicowałbym pracowni, która wzięłaby się za to komercyjnie.

Zobaczcie sami; kompozycja z książek, na nich rysunek (technika podejrzewam dowolna), do tego rama. I mam coś tak fantastycznego. W równym stopniu może zdobić mieszkanie bibliofila jak i kogoś chcącego jedynie zaznaczyć, iż zdaje sobie sprawę z faktu istnienia książek. Będzie dobrze wyglądać w lofcie, we wnętrzu rustykalnym, eklektycznym czy minimalistycznym. Wystarczy odpowiednio dobrać rysunek i ramę. Wykonane na zamówienie, będzie bardzo osobistym akcentem we wnętrzu.

Miłosna historia… dywanów

Miłość jest uczuciem, które potrafi inspirować i dawać energię do działania. Chociaż czasem kończy się boleśnie, to jeśli jest prawdziwa, jest w stanie przetrwać, pomimo że nie ma już obok nas ukochanej osoby. Ta historia zdarzyła się naprawdę…

fot. Verdi

Carlos Vera Dieppa był przesiąknięty zapachem kumare – rośliny spotykanej wyłącznie na plantacjach położonych w kolumbijskich okolicach Amazonki. Z jej włókien od 1997 roku wytwarza się tradycyjnymi metodami przędzę, z której następnie ręcznie tkane są niepowtarzalne dywany. Początkowo produkowane były pod marką Kumare, a dziś znane są jako Verdi. Wiąże się z nimi piękna, a jednocześnie bolesna historia.

fot. Verdi

Zapach kumare przez wiele lat był dla Carlosa nie tylko codzienną dawką inspiracji, ale też przywoływał wspomnienia o utraconej miłości życia. Silvia Pérez była zdolną i zachwycająco piękną kobietą. Wykonywała przędzę pionierskimi metodami, a następnie tkała z nich artystyczne zasłony. Carlos poznał ją na pewnym przyjęciu i od pierwszej chwili wzbudziła jego zachwyt. Silvia nie odwzajemniła wówczas jego zainteresowania, dopiero ponowne spotkanie po roku zaowocowało uczuciem. Od tego momentu byli już nierozłączni.

– Silvia miała włókiennictwo we krwi i zaraziła mnie swoją pasją – zwykł mawiać Carlos Vera Dieppa. Pewnego dnia wpadł na pomysł by z wykonywanej przez nią przędzy tkać nie tylko zasłony, ale również dywany. Dzięki Silvii odkrył drzemiącą w nim artystyczną naturę, chociaż wcześniej zajmował się biznesem: administracją, hotelarstwem i turystyką, lotnictwem, a nawet kinematografią. Przy boku ukochanej i z jej dużą pomocą własnoręcznie wykonał dwa pierwsze autorskie dywany. Ich miłość trwała jednak bardzo krótko. Zaledwie dwa lata po ślubie Silvia zmarła na atak serca podczas ich wspólnej podróży do Afryki. Miała 35 lat.

fot. Verdi

Carlos Vera Dieppa, pomimo dużego bólu po stracie ukochanej, postanowił kontynuować to, co wspólnie rozpoczęli. Był to jego sposób na podtrzymanie miłości do żony przy życiu – robić to, co było jej pasją i w czym była najlepsza. Kiedy Silvia odeszła, całą swoją miłość przelał na pracę. Takie były też jego dywany, tkane z ogromnym oddaniem i zaangażowaniem, z myślą o ukochanej.

fot. Verdi

 

fot. Verdi

Z czasem zaczął poszukiwać włókien, które współgrałyby z japońskim splotem tatami, a jednocześnie były odpowiednio miękkie i przyjemne w dotyku. Opracował specjalne ręczne krosna, pozwalające na tkanie dywanów według jego autorskiej koncepcji. Założył firmę o nazwie Kumare, nawiązującej do wciąż żywego wspomnienia o Silvii oraz przędzy, od której wszystko się zaczęło. Dywany Carlosa cieszyły się coraz większym uznaniem wśród konsumentów. Tworzył niepowtarzalne, indywidualne projekty, do których wykorzystywał włókna kumare, platanów i trzciny totoro rosnących w Kolumbii. Przędzę wykonywała i ręcznie barwiła na żywe kolory miejscowa ludność. Po udoskonaleniu techniki tkackiej rozpoczął eksperymenty polegające na łączeniu naturalnych włókien z nićmi takich metali, jak miedź i cyna. Dzięki temu uzyskał wyjątkowe sploty, które szybko stały się znakiem rozpoznawczym jego dywanów. Carlos Vera Dieppa zmarł w 2010 roku, a manufakturę przejęły dzieci. Na jego cześć stworzyły markę Verdi (od nazwiska Vera Dieppa), która z sukcesem podbija świat designu. W Polsce wyłącznym dystrybutorem tej marki jest firma Design Tone.