Zamiast książek z obrazami, obrazy z książkami.

Ekaterina Panikanowa, cykl „Un, due, tre, fuoco”

Prace Ekateriny Panikanowej to świetna sztuka i ciekawa propozycja na ponowne wykorzystanie starych książek. Kiedyś cieszyły, były potrzebne do nauki, teraz zalegają w piwnicach lub, o zgrozo, na śmietnikach. Artystka tworzy z nich dzieła sztuki, i moim zdaniem, podsuwa ciekawy. Nie namawiam do kopiowania jej dzieł, ale przyznacie sami, to tani i niezwykle ciekawy pomysł na oryginalny element wystroju wnętrza.

Ekaterina Panikanowa, urodziła się w Petersburgu w 1975 roku, obecnie mieszka i pracuje w Rzymie i Petersburgu. W wieku zaledwie 5 lat wzięła udział w swojej pierwszej wystawie w Muzeum Ermitaż w Petersburgu. Studiowała w Szkole Muzeum Sztuki Ermitaż w Petersburgu. W 2001 roku, ukończyła malarstwo Monumetale w pracowni profesora Andrzeja Milnikowa. W 2006 roku założyła z innymi artystami grupę młodych artystów rosyjskich „POLYREALISM”.

Na początku tego roku zaprezentowała cykl „Un, due, tre, fuoco”, do stworzenia której wykorzystała stare książki, czasopisma szkolne i plakaty znalezione na pchlich targach. Jak sama twierdzi, jej projekty przywołują świat dzieciństwa. W swych działaniach artystycznych nie ustaje w wysiłku by znaleźć najgłębsze i najbardziej intymne uczucia człowieka. Pozostawmy jednak filozoficzne dywagacje artystki, koncentrując się na tym co rzeczywiście widać.

Reaguję dość alergicznie na filozoficzne wywody artystów sztuk wizualnych, pod tytułem co autor miał na myśli. Wolę oglądać efekty ich pracy niż słuchać opowieści o drugiej – mentalnej – warstwie przekazu. Nie ukrywam jednak, że propozycje Ekateriny (czy też idąc tropem wymowy jej rosyjskiego imienia, Jekateriny) bardzo mi się podobają z kilku powodów.

Mam słabość do książek i ciekawych sposobów ich ekspozycji we wnętrzach. Postanowiłem więc podzielić się również dzisiejszym odkryciem. Bardzo chciałbym zobaczyć coś podobnego w zrealizowanym wnętrzu, liczę więc, że dzieła Ekateriny będą dla kogoś inspiracją. Inną sprawą jest, że w równym stopniu ucieszył mnie sam pomysł na stare książki.

Dziś rano słyszałem w radiu, w związku z faktem mojej rocznicy urodzin, że jak wszyscy z 21 lipca jestem predestynowany do bycia sknerą. Nie sądzę by cecha ta przypadła mi w udziale, choć może właśnie z tego powodu podobają mi się ciekawe pomysły na ponowne wykorzystanie różnych przedmiotów.

W archnet.pl publikowane były już teksty o drugim życiu budynków i starych mebli. Myślę więc, że tym wpisem dołożę swoją cegiełkę do skądinąd ciekawego trendu.

Gdy byłem studentem uniwersytetu zdarzało mi się zabierać z biblioteki książki przeznaczone do utylizacji. Tak, tak, kiedy piszę „Zabierać” nie mam na myśli eufemizmu do „Kraść”. Faktycznie w bibliotekach wydziałowych zdarzały się akcje tego typu co jakiś czas. Inna sprawa, że zwykle intelektualna moc tych dzieł była mizerna. Na marginesie dodam, że często były to publikacje pracowników naukowych. Zdarzały się także i przyzwoite pozycje.

W każdym razie takich zbieraczy, jak ja wówczas, pewnie jest na pęczki. Często ci zbieracze poźniej pozbywają się części swoich zbiorów. Na pchlich targach, ulicznych straganach, bibliotecznych wystawkach nikomu niepotrzebnych książek są tysiące. Na uczelniach zaś są setki zdolnych studentów sztuk pięknych. Łącząc te dwa fakty można stworzyć coś naprawdę niezwykłego do każdego w zasadzie wnętrza. I co ważne, skoro jesteśmy przy temacie odzyskiwania, przy tym stosunkowo taniego. Choć w równym stopniu kibicowałbym pracowni, która wzięłaby się za to komercyjnie.

Zobaczcie sami; kompozycja z książek, na nich rysunek (technika podejrzewam dowolna), do tego rama. I mam coś tak fantastycznego. W równym stopniu może zdobić mieszkanie bibliofila jak i kogoś chcącego jedynie zaznaczyć, iż zdaje sobie sprawę z faktu istnienia książek. Będzie dobrze wyglądać w lofcie, we wnętrzu rustykalnym, eklektycznym czy minimalistycznym. Wystarczy odpowiednio dobrać rysunek i ramę. Wykonane na zamówienie, będzie bardzo osobistym akcentem we wnętrzu.