Pamiętacie jeszcze Hygge, zapomnijcie bo za kilka dni będą wciskać Japandi

Gdzieś na przełomie 2017 i 2018 roku przekonywano nas, że absolutnym hitem jest Hygge, styl, który miał uczynić nas szczęśliwymi. Pamiętacie go jeszcze? Jeśli tak, to zapomnijcie. Nie minął rok a już będą wciskać nam Japandi.

Jednym z moich dawno albo też nigdy nie wykonywanych zawodów jest public relations. Między innymi z tego powodu na wszelkie absolutnie obowiązkowe mody patrzę z przymróżeniem oka. Od lat też otrzymuję od agencji PR-owych niezliczone teksty do publikacji. W większości nudne jak flaki z olejem. Nie mniej jednak pod koniec ubiegłego roku miałem z tego na prawdę dobry ubaw. Zaczęto promować Hygge – duński styl życia, który miał uczynić nas szczęśliwymi. A żeby szczęście było pełniejsze, konieczne było wprowadzenie hygge do naszych mieszkań.

Jeżeli faktycznie istnieje takie zjawisko jak hygge we wnętrzach, z tego co widziałem sprowadza się do kubka dymiącej herbaty, w otoczeniu świeczek i masy łatwopalnych koców.

 

 

Umówmy się, PR-owcy napracowali się niemożliwe ale i tak nic z tego nie wyszło. Mam wrażenie, że główny owoc ich pracy to masa instagramowych stylizacji. Jeszcze do końca nie przyzwyczaiłem się do myśli, że teraz wszyscy będą chcieli Hygge, a już zaczynają mi wmawiać, że muszę wprowadzić Japandi!

Co to w ogóle jest to Japandi? To miks minimalizmu zimnej Skandynawii i orientalnego Wschodu. Czyli ani nic nowego ani oryginalnego. Mimo to, już za kilka dni będziemy, pewnie we wszystkich wnętrzarskich magazynach atakowani koniecznością zastosowania go we własnych wnętrzach. Wywalimy koce, świeczki, wielkie kubki z gorącą herbatą i … szczęście w życiu, które nam gwarantowały. Zrobimy rewolucję i wprowadzimy Japandi.

Ale skąd będziemy wiedzieć, że jesteśmy w trendzie?

To proste, bo różnica jest fundamentalna. Hygge to styl skandynawski, taka podniszczona IKEA z dodatkami mogącymi przyjemnie się kojarzyć. Natomiast Japandi to styl skandynawski z dodatkami mogącymi, ale nie muszącymi kojarzyć się z Japonią lub związanymi z nią bardzo swobodnie.

Dla porównania. Oba zdjęcie obrazują inne style. Pierwsze to Hygge.

 

Poniższe zdjęcie to Japandi.

 

 

Na prawdę? To faktycznie są różne style? Doczytuję więc w pojawiających się już publikacjach. Dowiedziałem się, że wstawienie niskiego stolika będzie już Japandi. Doczytałem też, że Japandi lubi naturalne materiały, beże na ścianach a nawet rzeczy z recyklingu. Nieprawdopodobna różnica względem Hygge, w którego istnienie we wnętrzach poważnie powątpiewam. W każdym razie „musicie” z niego zrezygnować żeby nie było obciachu i szybko ściągnąć koce z niskiego stolika do kawy i mieć Japandi.

Nie ufajcie bezkrytycznie w wytwory PR-u; powstałe zlecenie namawiające Was to tego czy innego nazwania stylizacji wnętrz do sesji fotograficznej. Prawda jest taka, że żaden szanujący siebie i klienta projektant wnętrz nie bierze tego na poważenie. Wszyscy oni (wszyscy my) wsłuchują się w potrzeby i gusty swoich klientów, starają się wydobyć najwięcej ile się da z potencjału wnętrza. W tej zabawie nie chodzi wyłącznie o modę, tu głównie chodzi o dobre samopoczucie mieszkańców wnętrz. Nazwa stylu, dopisywana do niej filozofia nie ma aż takiego znaczenia.

Dobrej zabawy w odnajdywaniu stylu Japandi. Za kilka dni będziecie wiedzieć o nim wszytko. Obdarzycie nowym, być może przychylnym spojrzeniem rozwiązania, meble i dodatki, które znacie od lat. A może się mylę, kto wie, może to faktycznie jest fenomen marketingu na więcej niż kilka miesięcy. W przeciwieństwie do swojego poprzednika.