Czy mężczyźni wstydzą się piękna?

Wyobraźmy sobie taką scenę, jeśli to komuś pomoże przyjmijmy, że z serialu. Jest w niej On, niczego sobie ale bez szaleństw i Ona. Przystojna jak cholera. Wiem, to językowy anachronizm powiedzieć o kobiecie, że jest przystojna. Skoro jednak jest przystojna, to w sumie czemu by tak o niej nie powiedzieć? Mógłbym powiedzieć, że babka z klasą, albo że elegancka. To wszystko byłaby prawda ale – no właśnie „ale”. Bo przecież nie chodzi o kobietę uniwersalnie urodziwą. Jest to raczej przykład kobiety doceniającej piękno z jego wyważeniem i interesującym urokiem. Przy kimś takim nie chce się wypaść „blado”.

Nie wiemy jak i kiedy się poznali. Choć wiemy, że nie są sobie zupełnie obcy i, że Ona pierwsza zdobyła się na odwagę i zaprosiła Go na drinka. Wchodzą do jej mieszkania  On staje jak wryty. Na chwilę opada mu przysłowiowa szczęka. Wnętrze idealnie zrównoważone, nowoczesne i eleganckie zarazem. Jak z żurnala, widać klasę, dbałość o szczegóły. On wyraźnie traci rezon. Chcąc otrząsnąć się z szoku i wyjść z tego jakoś przyzwoicie. Odwraca się do niej i pyta – IKEA? (Nikt, nawet On, nie nie ma wątpliwości, że to nie jest IKEA). Ona robi znaczącą pauzę i mówi – Ale służy do tego samego. Wskazuje wzrokiem na sofę. Siadają i nastrój niestety też siada.

Dlaczego faceci są tak beznadziejni – powie czytelniczka. Zrobił co mógł – pomyśli czytelnik. Mógł przecież dla uzewnętrznienia zachwytu użyć onomatopei typu „Oo!” albo „Uu! Czy też wyświechtanego „łał!” lub rzucić coś w rodzaju „wyczesane” mieszkanko. Osobiście nie znoszę tego zwrotu, szczególnie gdy w lustrzanym odbiciu moja glaca lśni jak dzbanek złota na końcu tęczy. Tak czy inaczej powiedział coś głupiego. Zareagował tak bo był zaskoczony i zawstydzony.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Dlaczego nas facetów tak bardzo kompromituje nieumiejętność naturalnego podejścia do dbałości o piękno? Obojętnie miejsc, rzeczy czy własnej urody. Czy jest tak, że nas facetów zawstydza piękno bo jest nam zupełnie obce? W pierwszym odruchu przychodzi mi do głowy myśl, że faceci i pojęcie piękna to dwie rzeczy tak odległe, że dystans między nimi można mierzyć jedynie kosmiczną skalą odległości. Czy na pewno?

Z pomocą przychodzi mi tutaj męska pasja do super samochodów. Wielu z nas wiele by dało za możliwości posiadania na przykład Mercedesa SLS AMG. Czytelniczkom, którym nazwa ta może niewiele mówić, śpieszę wyjaśnić, że jest to monstrum o absurdalnie długiej masce, z idiotycznymi drzwiami otwieranymi do góry. Z silnikiem tak dużym i nieekologicznym, że samo spojrzenie na wskaźnik poziomu paliwa wpływa na notowania cen baryłki ropy na światowych giełdach, a samo uruchomienie auta powoduje ocieplenie klimatu. Jeremy Clarkson z programu „Top Gear” określił go mianem „Niszczyciel światów”. Mimo tego samochód ma jedną uniwersalną cechę, jest po prostu piękny.

Czyli nie jest tak, że facet jest na piękno ślepy. Dlaczego więc dla części z nas kwestia dobrego wyglądu wydaje się być wstydliwa. Być może wynika to z faktu, że od zawsze byliśmy odpowiedzialni za bieganie z kosą po łące. Nazywało się to utrzymaniem rodziny. W innych okolicznościach, w zorganizowanych grupach przeganialiśmy obcych, którzy przyszli naszą łąkę zabrać. Nazywało się to wojowaniem. Te zajęcia teoretycznie mogły wpłynąć na pogardę dla wyglądu własnego, jako czegoś nieistotnego, na co nie mamy czasu. Spójrzmy jednak na odświętne stroje ludowe albo na starannie skrojone mundury galowe. Nie ma wątpliwości, że dawniej mężczyźni lubili dobrze wyglądać. I poświęcali temu nie mało czasu oraz środków.

Oczywiście mamy za sobą siermiężne dziesięciolecia komunizmu i trudne czasy przemiany ustrojowej. To wszystko jednak minęło. Jak to więc jest, że mężczyzna potrafi znaleźć czas na polerkę samochodu a ma problem z dostrzeżeniem swojego nie najlepszego wyglądu – co często jest eufemizmem do zwrotu bardziej dosadnego.

Z całą pewnością nie jest to wynikiem planowego, wysublimowanego działania. Wiedząc, że na zaniedbanego faceta nie spojrzy żadna kobieta. Można by założyć, iż nie dbałość o wygląd własny jest formą troski o dobre samopoczucie partnerki. Wiemy przecież, że tak nie jest. Mężczyźni są opiekuńczy, ale nie aż tak ofiarni. Sami przecież korzystają z możliwości kręcenia głową i wodzenia wzrokiem. I często żałują, że nie mają oczu niezależnie obrotowych jak kameleon. Mogli by wtedy jednym okiem patrzeć na nowe żelazko pokazywane przez żonę a drugim, ukradkiem, patrzeć na ładną kobietę przechodzącą w pobliżu. Czyli nie jesteśmy ślepi na piękno. Ale zaklinam Was dziewczęta nie złoście się, nie inaczej przecież znalazło się dla Was miejsce w naszych sercach.

Podsumowując, wiele wskazuje na to, że mężczyźni nie są ślepi na piękno. Czasami może ich ono onieśmielać lecz wynika to raczej z braku przyzwyczajenia albo faktu, że nikt im nie pokazał jak je oswoić. Jednym słowem drogie czytelniczki, bo któraż nie chciałaby mieć księcia z bajki, staje oto przed wami nie lada wyzwanie! Pomóżcie nam oswoić piękno. Drodzy Panowie, daliśmy radę z dzikimi rumakami, zmianą wilka w kanapowego pikusia, potrafimy opanować moc dwustu koni ukrytych w maszynie. Powinniśmy poradzić sobie i z lipolizą czy toksyną botulinową.

Pozostaje nam jeszcze pytanie czy faceci wstydzą się piękna? A jeśli tak, to czy to dobrze o nas świadczy? W odpowiedzi ktoś mógłby postawić tezę, że to w obronie naszego męstwa. Skoro tak, powiedzmy sobie szczerze, nie świadczy najlepiej o mężczyźnie fakt, że boi się zrobić coś, co kobiety od dawna robią bez lęku i sprawia im to frajdę.


Tekst został napisany dla magazynu „Medycyna Estetyczna”; ukazał się w numerze 2/2018